Była sobie raz dziewczynka, która mieszkała w wielkim mieście. Miała na imię Ewa.
Miasto było bardzo zniszczone. Wokół budowano jednak nowe domy i usuwano zewsząd gruz.
Pewnego razu, przechodząc obok opuszczonej kamienicy, Ewa zauważyła, że ktoś ją obserwuje.
Weszła do środka po małych schodkach i ujrzała smoka o wężowym kształcie – na wpół spaloną zabawkę przysypaną popiołem.
– Nie wchodź dalej – rzekł smok. – Nie wolno mi tu nikogo wpuszczać.
– Ale ja wcale nie chcę – odparła Ewa. – I tak nie mam tu czego szukać.
Smok obruszył się, zasyczał i zniknął wśród kamieni.
Ewa grzebała potem w piasku, przetrząsała mech i przerzucała gruz, ale po smoku nie było śladu.
Wróciła więc do domu i zajęła się swoimi codziennymi sprawami. Nie przestawała jednak myśleć o ruinach. Widać je było przez okno pokoju, w którym mieszkała – znała ten obraz na pamięć. Były wciąż takie same.
Wtedy z daleka dostrzegła kilka niebieskich kwiatów. Im więcej myślała o ruinach, tym więcej kwiatów pojawiało się na gruzowisku. Aż wreszcie za oknem zrobiło się zupełnie niebiesko.