Za siódmą ciszą
za spuszczeniem powiek
stoi dom.
Zamknęłam drzwi,
zaryglowałam okna,
aby nie wypłynęło morze,
aby nie wywaliło ścian
aby nie wyleciały korytarze szeptów.
Zamknęłam go na zawsze.
Słońce tam jeszcze rzuca paciorki luster,
biegną zajączki po dywanach,
śmiech porzucony –
– kołatka u drzwi...
Zamknęłam go na młot.
Twarde haki zatknęłam w pustkę.
Dyndają schody
głową w dół.
Gdy już nie będę tu mogła chodzić,
słońce i śnieg przejdą za mnie
Gdy już nie będę mogła mówić,
niebo złagodnieje,
a jeśli już i nie westchnę,
będzie o mnie milczał wiatr...
Ulica przechodzić będzie za mnie,
w moim imieniu.
Gdy już nie będę tu mogła chodzić,
słońce i śnieg przejdą za mnie
Gdy już nie będę mogła mówić,
niebo złagodnieje,
a jeśli już i nie westchnę,
będzie o mnie milczał wiatr...
Ulica przechodzić będzie za mnie,
w moim imieniu.